Życie chwilą, która właśnie trwa
Może się to wydawać trudne, bo życie chwilą wymaga nieco wysiłku i świadomego zaangażowania. Gdy jednak zgadzam się na to, co jest tu i teraz oraz na to, co właśnie się wydarza, dzieje się coś niezwykłego. Przede wszystkim odpuszcza stres i napięcie, które towarzyszą mi przez większość dnia. Bo dla mnie życie chwilą to nie środek do celu a droga, na której wciąż jestem 😉
Kiedyś teraz było dla mnie środkiem do celu
Wszystko zaczynało się już rano, tuż po przebudzeniu, gdy natłok myśli zalewał mój umysł. Gdy byłam w niedoczasie, ilość zadań do wykonania wymuszała na mnie bycie w ciągłym pędzie. I choć ja wciąż jeszcze leżałam w łóżku, to mój umysł już biegł do przodu, przekonując, że przecież nie mamy czasu!
Potem, kiedy już siedziałam przy biurku, sytuacja wcale nie była lepsza. Mój umysł stale bowiem stale krzyczał, że to, co przede mną, ważniejsze jest od tego, czym właśnie się zajmuję. Niezależnie, jak wartościowe było to, co aktualnie robiłam, przyszłość wydała się być ważniejsza. Bo przecież tyle jeszcze zostało do zrobienia i o tylu rzeczach muszę pamiętać…
I tak docierałam do wieczora, kiedy to sen wydawał się ważniejszy od tego, czym wypełniałam ostatnie godziny. Tym samym stres towarzyszył mi do ostatnich minut. Bo przecież trzeba się wyspać, a jak na złość, wieczorem czas pędzi wyjątkowo szybko i nie wiadomo kiedy, robi się 1:30, a potem 2:00…
Niestety traktowanie teraz jako środka do celu, który znajduje się w przyszłości, zabiera całą radość życia. Bo choć można tłumaczyć sobie, że teraz robi się wszystko po to, by potem nieco zwolnić i zająć się czymś przyjemniejszym, to jednak okazuje się to jednym wielkim oszustwem. Oszukuję wtedy sama siebie, bo kiedy przychodzi przyszłe teraz, znów robię to samo. Traktuję chwilę obecną jako gorszą od tej, która należy do przyszłości. I koło się zamyka, a życie ucieka – dzień za dniem, miesiąc za miesiącem… A ja pozostaję z poczuciem, że znów nie zrobiłam niczego, co okazałoby się krokiem milowym w moim życiu…
Wiem, że czasem jestem dla siebie zbyt surowa, bo to nieprawda, że nic nie robię. Mimo to pozostaje niedosyt po każdym dniu, tygodniu i miesiącu. Poczucie winy pomieszane z wściekłością na siebie zjawia się nieproszone.
Zobacz również: A co, gdyby jutra nie było…
Teraz częściej pozwalam sobie na życie chwilą
Pozwalam sobie cieszyć się tym, co właśnie robię i nie traktuję tego, jako coś gorszego od bliżej nieokreślonej przyszłości. Pozwalam sobie odpuścić to całe napięcie związane z dążeniem do celu, byle szybciej, byle już znaleźć się tam, gdzie sobie zaplanowałam. Bo przecież nie mam żadnej gwarancji poczucia szczęścia w chwili osiągnięcia celu. Skoro nie ma go w tej chwili, bo głowę zaprzątają mi myśli o przyszłości, to jaką mogę mieć pewność, że pojawi się w przyszłości?
Dlatego jakiś czas temu postanowiłam to zmienić. Doszłam wtedy do wniosku, że już pora, by pozwolić sobie płynąć z życiem i być całą sobą w tym, co robię. Niezależnie od tego, jak ważne, czy nieważne się to wydaje. Bo tylko w ten sposób mam szansę na odczuwanie pełni szczęścia jeszcze w drodze do celu, a nie dopiero po dotarciu do niego. A kiedy naprawdę zanurzam się w tym, co robię, znika przeszłość i przyszłość, i pojawia się prawdziwe życie – to, które toczy się Tu i Teraz. Takie, jakim chcę żyć i o jakim marzę od lat.
Bo może zamiast gonić przyszłość, wystarczy pozwolić jej przyjść do siebie? 😉
Odkąd zachorowałam na nowotwór, staram się żyć tak, jakby jutra miało nie być.
Ja też się tego uczę, a Ciebie za to podziwiam Aguś ♡
Znam bardzo dobrze to uczucie wiecznego pędu. Teraz jestem już trochę mądrzejsza i daję sobie na wszystko więcej czasu- przede wszystkim na odpoczynek. Gdy się buntuję mój organizm zbuntuje się przeciwko temu pędowi. Choroba wtedy skutecznie człowieka wyhamowuje.
To prawda, dlatego lepiej wyhamować samemu, zanim zrobi to za nas nasz organizm. A odpoczynek i regeneracja są bardzo ważne, więc warto dać sobie na nie czas 🙂
Ja się staram znaleźć aktualnie równowagę w złotym środku, bo mam tendencje do wpadania w takie całkowite życie chwilą i nagle się okazuje, że nie mam żadnych planów na przyszłość i budzę się z przysłowiową ręką w nocniku. Albo właśnie zaczynam się zachowywać, tak jak opisałaś w poście i nic tylko stras o każdy następny dzień.
Oj ja też to doskonale znam i cały czas uczę się znajdować w tym wszystkim równowagę i harmonię 😉
Ja chyba nie potrafię odpuszczać i żyć tu i teraz. Ciągle coś planuję, martwię się na zapas, analizuję wszystko. Inaczej nie umiem, ale przyznam, że czasami przydałoby mi się takie odpuszczenie wszystkiego i skupienie się na teraźniejszości.
Myślę, że czasami każdemu by się to przydało 😉
Bardzo trafny cytat, podoba mi się.
Cieszę się i mam nadzieję, że i w moim wpisie znalazłaś coś dla siebie 😉
ja musze nauczyć się odpuszczać, staram się ale nie raz natłok obowiązków mnie przerasta 🙁 wiem jednak że robienie czegoś na siłe i tak nie wychodzi
Oj ja to doskonale znam Kochana… Ale małymi krokami naprawdę warto! 🙂
Ja po stracie taty postanowiłam trochę zwolnić, bo on właśnie żył tak szybko, że nie miał na nic czasu. Mówił, że odpocznie na emeryturze i zajmie się swoimi pasjami, ale zaraz po przejściu na nią odszedł. Staram się cieszyć z każdego dnia, łapać chwile i każdą z nich doceniać.
No niestety tak mamy wpojone, że ciągle na coś czekamy – na weekend, na wakacje, na emeryturę, czy po prostu na lepszy czas… A potem okazuje się, że ten czas albo nie nadchodzi, albo wcale go nie wykorzystujemy tak, jak planowaliśmy. Dlatego ja też uczę się cieszyć każdym dniem i łapać każdą chwilę. Ściskam najcieplej Kochana ♡
Bardzo fajny post 😍 Ja na razie próbuje się uczyć nie przykręcania sobie śruby za bardzo 😁 Jak się coś uda, to się uda, jak nie, to świat nie spłonie przez to 😉
I to jest bardzo dobre podejście! Ja też cały czas się tego uczę 😉
Odkąd miałam wypadek samochodowy rozumiem, co to znaczy żyć tu i teraz a nie żyć przeszłością.. przestać planować z wyprzedzeniem bo plany w 75% i tak trzeba było weryfikować. Po co więc tracić czas?! 🙂
Oj tak, wiem z własnego doświadczenia, że takie sytuacje pokazują nam, co tak naprawdę się liczy 🙂
To piękne przypomnienie, że wartość życia tkwi w chwili obecnej, a nie w nieustannym pędzie do celów przyszłych. Twój post jest inspirującym wezwaniem do świadomego doświadczania teraźniejszości i odnajdywania radości w „tu i teraz”.
Bardzo się cieszę, że tak go odnajdujesz i dziękuję za Twoje słowa ♡ 🙂