Ostatnie miesiące, gdy pracy było całkiem sporo, a zajęć w domu nie mniej, miałam plan. Zrealizować wszystkie zaplanowane zadania w jak najkrótszym czasie, by potem móc zająć się tylko swoim sprawami i odpocząć od pracy. Wciąż jednak dochodziły kolejne pilne zlecenia, którymi trzeba było się zająć i dni, które miały być tylko dla mnie, ostatecznie skurczyły się do zera. A potem nastał kolejny miesiąc…Wtedy postanowiłam zmienić taktykę i postawiłam siebie i swoje sprawy na pierwszym miejscu, zaczynając dzień od jednej mojej rzeczy. To był wstęp do tego, co przyszło do mnie przed chwilą. Dziś jest niedziela i postanowiłam odpuścić wszelkie sprawy związane z pracą, by odpocząć, pomyśleć, pobyć
tu i teraz. I tak, siedząc na łóżku i czytając książkę Jona Berniego „
Niewiarygodna szczęśliwość tego co jest„, spojrzałam w okno i pomyślałam:
A co, jeśli jutra nie będzie? Skąd pewność, że jutro też się obudzę i siądę do pracy? Przecież nikt nie da mi gwarancji, że tak się właśnie stanie.
Co oznacza dla mnie to, że jutra może nie być?
Kiedyś żyłam wyłącznie myślami o przyszłości, często wracałam do przeszłości i z rzadka zaglądałam do TERAZ. Biegłam, by jak najszybciej uporać się z obowiązkami i móc cieszyć się zajęciami, które sprawiają mi przyjemność. Tak było, dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, że mogę nie dobiec, bo nie będzie do czego. Zapytałam więc sama siebie:
Gdyby jutra nie było, jakbym się poczuła dryfując nad swoim ciałem? Czego bym żałowała? Co chciałabym zmienić, gdyby udało mi się cofnąć czas?Bo przecież przyszłam na ten świat dla siebie. To moje szczęście jest tu najważniejsze, choć lata temu przyjęłam zupełnie inne przekonanie za własne. Stawiając innych i ich sprawy, uwagę, akceptację i zdanie na pierwszym miejscu, zrezygnowałam z tego szczęścia. Zrezygnowałam z siebie na rzecz innych. Tych, których dziś dawno już nie ma przy mnie, choć jeszcze jakiś czas temu miałam nadzieję, że przejdą przez most, który dla nas zbudowałam.W takiej sytuacji odkładanie czasu dla siebie na później nie ma sensu. To też ogromne ryzyko, że nigdy go nie wykorzystam.
Zobacz również: Czas dla siebie – zbędny kaprys czy inwestycja?
Gdyby jutra nie było, co dziś chciałabym zrobić dla siebie?
To cenne pytanie, które coraz częściej sobie zadaję. Zwykle bowiem myślę o tym, co mogę zrobić dla innych, w czym pomóc, przed czym uchronić. Od jakiegoś czasu wiem jednak, że te dary są naprawdę coś warte dopiero wtedy, gdy poprzedzone będą obdarowaniem siebie. Stawiając siebie i swoje sprawy na pierwszym miejscu, wieczorem czuję więcej szczęścia i spokoju. Zwykle też więcej udaje mi się zrobić z tego, co sobie na dany dzień zaplanowałam. Dziwne, ale tak właśnie to wygląda. Gdyby jutra nie było, dziś chciałabym chwilę posiedzieć i pomyśleć o swojej życiowej misji. Wciąż bowiem nie mam pewności, co dokładnie nią jest. Mogłabym też zastanowić się, czy nie zrezygnować z czegoś na rzecz tej JEDNEJ RZECZY, na której warto skupić swoją uwagę.
Wczoraj tak pomyślałam o pisaniu na bloga. Umysł przekonywał, że to strata czasu, który mogłabym przeznaczyć na coś innego, chociażby na naukę hiszpańskiego. I w pierwszej chwili wydało mi się to logiczne, słuszne i… bardzo praktyczne. Ten ostatni argument jest przy tym najważniejszy, bo od lat mam problem z robieniem czegoś, co nie jest praktyczne. Czegoś, co sprawia przyjemność, ale nie jest nastawione na osiągnięcie praktycznego celu. Pisanie wpisów tego typu jest właśnie czymś takim.Dlaczego więc piszę teraz te słowa? Bo potrzebuję czegoś takiego, co nie jest praktyczne. Chcę też mieć miejsce, gdzie będę mogła przelewać swoje myśli, by następnie przyglądać się im w wolnej chwili.
Coraz bardziej lubię marnować dla siebie czas
Choć słowo „marnować” budzi negatywne skojarzenia, to w moim przypadku jak najbardziej pasuje. Bo takie niepraktyczne zajęcia były kiedyś dla mnie marnowaniem czasu. Podobnie jak medytacja, czy joga. Dlatego im więcej mam pracy, tym częściej powinnam ten czas dla siebie marnować. Dzięki temu zachowuję równowagę w dawaniu i braniu. By móc dawać innym, muszę mieć co dawać. Będą miała, gdy najpierw dam to sobie, napełnię się tym po brzegi, a gdy z mojego wewnętrznego naczynia zacznie się to wylewać, będą z tej obfitości czerpać inni. I to będzie czysty, bezinteresowny dar czasu dla nich. Nie ograbię siebie, ale dam z obfitości serca coś, za co nie będę oczekiwała niczego w zamian.
Gdyby jutra nie było, a dziś znalazłabym czas dla siebie i wyraziła w ten sposób miłość, jutro niczego bym nie żałowała. Kładąc się spać, podziękowałabym za czas, który był mi dany i który mogłam dać też sobie – najważniejszej osobie w moim życiu. Bo najgorzej jest wciąż czegoś żałować, kończąc kolejny dzień życia. A ja tak nie chcę. Chcę czuć wdzięczność, niezależnie jak dużo uda mi się dziś zrobić i jak wiele pomocy udzielić innym. Najważniejsze, bym nie zapomniała o sobie i tym, co mogę zrobić tylko dla siebie.Gdy tak się żyje, każdy dzień staje się kompletną całością, która może mieć kontynuację, ale też nie straci na wartości, gdy nic więcej się już nie pojawi. I to jest piękne w tym życiu, pod warunkiem, że codziennie znajdę czas dla siebie. Tu i Teraz robiąc to, co sprawia mi przyjemność i co jest wyrazem miłości do siebie.
A gdyby jutra nie było, co Ty mogłabyś/mógłbyś zrobić dla siebie?
Odkąd zachorowałam na nowotwór każdego dnia żyje tak, jakby jutro miało nie być. Wszystko, co robię, robię dla siebie i osób mi bliskich.
Cieszę się, że pamiętasz w tym wszystkim o sobie. Mnóstwo ciepłych myśli przesyłam Aguś ♡
W sumie się nad tym nigdy nie zastanawiałam, bo zawsze myślę o tym, co mogłabym zrobić dla moich dzieci…
Myślę, że warto choć od czasu do czasu pomyśleć również o sobie. Tak jak napisałam w tekście – z tego, czym same się napełniamy, mogą później czerpać inni 🙂
przeczytałam o tym jutrze i od razu miałam ochotę rzucić laptopa w kąt i iść do dzieci, to są rzeczy, które przerażają, że stracę ten wartościowy czas z nimi 😉
To może czasem warto właśnie tak zrobić i wycisnąć z tego czasu ile tylko się da? 😉
Właśnie: pytanie czy warto się zatracać w pracy, skoro nie wiadomo czy jutro do niej w ogóle wstaniesz.
Myślę, że warto sobie zadać to pytanie i samemu szczerze na nie odpowiedzieć 🙂
Trzeba bardzo doceniać obecną chwilę <3
Też tak myślę ♡
Bardzo trudne pytanie… Wypadałoby po prostu zwolnić i skupić się na tym co tu i teraz.
Myślę, że każdy z nas tego potrzebuje 🙂
Statno zostałam oskarżona o to, że nie myślę o przyszłości, że jestem za bardzo własnie tu i teraz. Z jednej strony faktycznie za mało planuję, z drugiej chyba właśnie takie idealnie zaplanowane życie jest w pewnym stopniu zmarnowane.
Czasem słyszę że nic w życiu nie osiągnęłam, bo nie mam dobrej pracy, prawka, dzieci, domku z ogródkiem, nie znam żadnego języka, nie jeżdżę na wypasione wakcje.
Ale ze to podziwiam dzisiejsze zaćmienie, wydałam książkę, tworzę maskotki, poznaję ciekawych ludzi jadąc na małe spontaniczne wycieczki po kraju 😉
Oj znam to wszystko doskonale, bo wiele osób mi się dziwi, jak mogę żyć bez większego planu 😉 A co do osiągania czegoś w życiu, to tak naprawdę dla każdego, to „osiągnięcie” może mieć inną formę. Nie ma się więc co porównywać z innymi, bo nikt za nas życia nie przeżyje 🙂
Bardzo ciekawy wpis, który daje do myślenia. Chyba wiele z nas ciągle patrzy w przyszłość i robi wszystko z myślą o przyszłości, a nie cieszy się chwilą obecną.
Bardzo się cieszę, że tak odebrałaś ten wpis, bo bardzo chciałam, aby właśnie skłonił czytających go do refleksji 🙂